w taki upalny dzień jak dziś reggie spędzała popołudnie wylegując się na ręczniku w samotności. zakrywała twarz ogromnymi muchami i leniwie rozglądała się po plaży, nie zwracając większej uwagi na przystojnych marynarzy, którzy spacerowali w pobliżu i spoglądali na reggie głodnym wzrokiem, to chyba przez ten skąpy strój kąpielowy.

felix spacerowal po brzegu plazy niczym jakis bohater filmowy. przynajmniej tak lubil o sobie myslec. oczywiscie byl na boso, bo glupio chodzic po plazy w butach. w dodatku wczoraj byl na pedikiurze wiec trzeba pokazac swiatu swoje piekne stopy. w rece trzymal swoje konwersy i ogolnie wypas. znudzilo mu sie spacerowanie i stanal w miejscu unoszac dlon do oczu i przygladajac sie czemus bardzo interesujacemu 398492 metrow dalej. rzucal chamsko cien na cala regine ;c.

chrząknęła głośno, chcąc przypomnieć światu, a szczególnie felixowi o swojej obecności, który w gruncie rzeczy nawet nie zwrócił na nią uwagi. - hej! ty!- krzyknęła głośno niezadowolona z grymasem na swojej ładniutkiej twarzy. zdjęła okulary, by móc się dokładniej przyjrzeć mężczyźnie. -zasłaniasz mi słońce. - powiedziała zniesmaczona swoim iście francuskim akcencikiem. i wyjęła z torby krem kokosowy. -w ramach przeprosin posmaruj mi plecy. - zarządała wręcz od niego i wyciągnęła w jego kierunku ręke, podając mu krem.

- a co zrobilem? - zapytal odwracajac sie w zwolnionym tempie. wczoraj obejrzal matriksa po raz pierwszy w zyciu i teraz mial faze na rzeczy w zwolnionym tempie. kiedy w koncu sie odwrocil-wcale nie po pieciu godzinach, jak mogloby sie wydawac-zrozumial ze chodzi jej o cien jaki na nia rzucal. - a. przepraszam - powiedzial rownie francuskim akcentem, skoro rowniez byl francuzem-genialne. ciekawe czy akcent ludzi z paryza rozni sie od tych z marsylii i saint tropez. - tylko jezeli nie masz zadnych zakaznych chorob skory - powiedzial siadajac obok niej i biorac od niej krew. - nie chcialbym sie zarazic.

położyła się na brzuchu i rozpięła góre swojego stroju kąpielowego, bo chciala mieć równomiernie opalone ciało, pewnie tak jak ja nie lubiła tych śmiesznie bladych śladów na plecach czy gdziekolwiek indziej odznaczających się znacznie od opalenizny, nieważne. - a czy wyglądam jakbym miała łuszczyce, trąd lub jakąś inną chorobę? - poczuła się urażona tą niefajną uwagą, bo tak jak wszystkie francuzki i myślę, że kobiety ogólnie, no ale francuzki jednak szczególniej, nie lubiła uwag pod adresem swojego wyglądu, bo nie miała nic swojemu ciału do zarzucenia.

- hm. - przyjrzal sie jej plecom przez chwile. nawet zerknal na jej tylek skoro i tak by nie zauwazyla tego lezac na plecach wiec czemu nie. byl facetem i lubil obserwowac kobiece tylki. uznal ze ten reginy byl niczego sobie, jezeli chcialabys wiedziec. - nie. wygladasz w porzadku. wybacz. - nie chcial zeby w ramach oburzenia odgryzla mu glowe albo jeszcze cos innego. zgadnij co... - masz bardzo ladne plecy. - dodal jeszcze zeby byla zupelnie pewna ze nie ma nic do jej skory i wycisnal troche kremu czy tam olejku na reke. to bylo nowe opakowanie wiec nie bylo takiego odglosu wiesz ;c zaczal smarowac jej plecy. na chwile przestal bo uznal ze warto sie przedstawic. - jestem felix - powiedzial jej i znowu rozsmarowywal ten olejek. byl perfekcjonista i pewnie smarowal jej plecy przez 934 godzin.

miał miłe rączki i fajnie jej się tak leżo, czyła jakby była w jakimś gabinecie masażu i fizjoterapii, czy cokolwiek innego. po tej błogiej chwili, usiadła na ręczniku tuż naprzeciwko felixa, oczywiście, wcześniej zakładając górną cześć stroju. - a ja reggie. - przedstawiła się i nawet dodała miły uśmieszek. - dzięki, masz niesamowicie gładkie dłonie. jesteś jakimś masażystą? - aż się nie mogła powstrzymać i chwyciła za jego dłoń, rozmasowując resztki kremu i ciesząc się błogim dotykiem.

- nie jestem - powiedzial mimowolnie usmiechajac sie. reagowal na komplementy jak kot ktorego drapie sie po karku ale nie mial owlosionej twarzy na szczescie. - jestem po prostu... e... wymuskany wiec mysle ze to dlatego mam takie gladkie dlonie. - zasmial sie troche, bo smutna prawda byla taka ze nigdy w zyciu nie pracowal w polu ani nie kopal nawet rowow wiec nie wiem czmeu mialby miec brzydkie rece. - myslisz ze to znaczy ze nie jestem meski? - zmartwil sie. potem sie rozplacze.

- oczywiście, że nie. kobiety lubią jeśli facet dba o siebie, oczywiście ważne, żeby nie robił tego do przesady, bo wtedy staje się gejem, ale Ty jesteś męski, myślę, że w sto procentach męski, więc nie masz się czym martwić. - uśmiechnęła się i przesunęła wyżej dłonie, rozmasowując krem na feliksich ramionach, teraz ona miała szanse sprawdzić się jako masażystka.

mial superfajne ramiona wiec spoko. zastanawial sie czy nie powinien zdjac koszulki ale nie mial owlosionej klaty wiec jeszcze uznalaby ze jednak nie jest meski i co wtedy? wiec nie zdjal koszulki. - wow. dzieki za informacje. kobiety maja skomplikowany tok myslenia - zauwazyl bo przyswoil sobie jej wyklad dopiero po chwili, biedny. usmiechnal sie rowniez do niej i zauwazyl ze ma ladne usta..odkrywczy. - dlaczego nie jestes w szkole, he? - zapytal zeby przy okazji dowiedziec sie ile ma lat o ile mu sie poszczesci. chociaz pewnie wiek nie robil mu roznicy o ile nie miala dwunastu lat...

osobiście myślę, że włosy na klacie nie są fajne. ;< i pewnie reggie też tak myślała, więc spokojnie mógł ściągnąć koszulke. - w tym roku zdałam mature. - matka posłała ją rok wcześniej do szkoły, więc jeszcze nie ma 18 lat. ;c - mam wakacje aż do października. paryż mi się znudził, a więc w saint tropez będę studiować na akademi filmowej i aktualnie pracuję dorywczo u ojca. - wyznała, tym samym uchylając rombka tajemnicy. - a ty mieszkasz w saint tropez czy spędasz wakacje? - zdjęła z niego koszulke, chcąc rozmasować mu barki, ale nie wiem, pewnie błądziła dłońmi po jego klacie pozbawionej włosów. :d

tez tak mysle ze nie sa! znaczy wlosy na klacie. - mieszkam - powiedzial kladac sie na plecach, bo sie rozleniwil przez jej masowanie, heheeheh. zalozyl rece na kark ale nie mial owlosionych pach jak las czy cos ;c i ladnie pachnial skoro juz ustalilam ze byl wymuskany, spedzal wiecej czasu u kosmetyczki niz w domu. - chyba w marsylii bedziesz studiowac - poprawil ja, bo w st tropez chyba nie ma uczelni. ale nie wiem ;cc - i co masz zamiar robic do tego pazdziernika? - zapytal naprezajac swoje miesnie!

- tylko mieszkasz? nie studiujesz ani nie pracujesz? - pewnie pomyślała, że jest synem jakiegoś mega bogatego gościa i nie musi ani pracować ani się kształcić i wszystko ma podsuwane pod nos. - weznę udział w paru castingach do filmu, a jeśli nie uda mi się dostać żadnej roli, to nadal będę imprezować i... sama nie wiem. - bo tak naprawdę nie miała jakiś sprecyzowanych planów, narazie żyło jej się beztrosko i niczym się nie martwiła do póki stan jej konta nie był na minusie.

- studiowalem. na sorbonie. wywalili mnie... - popadl w melancholie na ulamek sekundy przypominajac sobie swoje smutne losy, oh. - poza tym jestem poeta. moze kiedys cos wydam - pochwalil sie, chociaz nie wydawalo mu sie, ale podobno kobiety leca na poetow wiec bez roznicy. - to nienajgorsze plany - zauwazyl i zalozyl z powrotem swoja koszulke. pewnie sie przykleila mu do klaty skoro byl wysmarowany kremem, smutne. - chodz, idziemy stad. wolisz na drinka czy na kawe? - zapytal bo zaszlo slonce ;c

albo sam polazl bo jade w miasto. papapa.

papapa.

Freja stała samotnie, wpatrzona w dal, obserwowała poruszającą się za podmuchem wiatru taflę wody, a do jej uszu dobiegały głośne skrzeczenia mew... Przytulała samą siebie, zapewne chciała uchronić się przed morską bryzą, a uczucie zimna pogłębiało się za sprawą braku słońca. Toteż trzymała w ręce papierosa, którego raz po raz wkładała do buzi i zaciągała się głęboko. Wyglądała jak naćpana, zdawało się, że reszta świata do niej nie dociera, w rzeczywistości marzyła, żeby zostać tancerką...

william szedł akurat plażą i palił papierosa. przez zupełny przypadek wpadł na freję, nie wiem co tutaj robił, pewnie chciał się trochę opalić albo przemyśleć całe swoje życie i wybory różne życiowe - matko kochana, przepraszam - wymamrotał i spojrzał się na nią z góry.

Freja pewnie wpadła do wody, przemoczyła całe ubranie, więc zaczęła płakać i uciekła... okej, przemoczyła całe ubranie, więc zdezorientowana patrzyła z dołu na chłopaka, który wydawał się teraz taki wielki. Wstała jednak szybko, nie chcąc robić z siebie ofiary, ale stwierdziła,że już za późno, bo jej twarz, pełna ekspresji, mówiła coś w stylu: co się dzieje...? - N-nic nie szkodzi - wyjąkała, trochę przestraszona, kiedy stała już twarzą w twarz z chłopakiem. - Teraz tylko będę musiała iść się... przebrać - stwierdziła inteligentnie i uśmiechnęła się, bo w istocie uważała to całe zajście za coś śmiesznego...

- no tak, ale to mogę ci jakoś pomóc, przepraszam że ci przeszkodziłem w spacerze i w ogóle, przepraszaaam bo cię popchnąłem i w ogóle teraz musisz się przebierać przeze mnie. mam na imię william i chętnie ci jakoś pomoge - powiedział z uśmiechem, bo lenz to lenz i on ładnie się uśmiecha. rozejrzał się dookoła, wyglądała na całkowicie przemoczoną dziewczynę - hm... więc? idziemy do ciebie po ciuchy a potem na kawę, w ramach rekompensaty? - zaproponował.

- No wiesz co, chcesz mi pomóc się przebrać, na dodatek już idziemy do mnie, hm... - westchnęła, złapała za koniec swojej przemoczonej sukienki i wycisnęła z niej nabraną wodę. Chwilę potem roześmiała się cicho i rzekła z uśmiechem. - Nie martw się, to nie twoja wina, to ja żyję w swoim świecie, naprawdę, nic mi nie jest. Poza tym, jestem Freja - wyciągnęła przed siebie swoją mokrą dłoń i stwierdziła, że chętnie wybrałaby się na kawę. -Chętnie wybrałabym się na kawę - dowiodła, że najpierw myśli, potem mówi. - Ale rzeczywiście, może lepiej pójdźmy do mnie - stwierdziła i zacznij u niej.

marlene przyszla na chaotyczna plage des graniers. spacerowala tuz przy morzu, pozwalajac falom moczyc jej stopy. w koncu zatrzymala sie w jakims opuszczonym miejscu, unikajac w ten sposob nie do konca mile widzianych spojrzen. rozlozyla najnormalniej recznik kladac sie na nim wraz z torba. wyciagnela z niej skreta bez jakiegokolwiek huku. włożyła go do ust automatycznie szukajac zapalniczki. zapaliła zaciagajac sie nim, po czym wypuscila powoli z wielka ulga szary, gesty dym. wbila wzrok w slonce, ktore rozdawalo jeszcze swe ostatnie promienie. odchylila powoli glowe do tylu. ameryka: lekko usmiechnela sie na sama mysl. tylko w ameryce zazwyczaj zamawia sie podwojnego cheesburgera, duze frytki i jedna diet coke.

chodzil sobie skolowany po plazy, pewnie czul sie samotny i odrzucony nie dobra niewazne. ale kiedy zobaczyl jakas dziewczyne ze skretem postanowil natychmiast do niej podejsc. jak postanowil tak tez zrobil. - plaza o tej porze to nie najlepsze miejsce na jaranie. - zauwazyl i sie usmiechnal do niej przyjaznie.

oh, jak ona dobrze wiedziala ze mial zamiar podejsc do niej. ujrzała go juz wczesniej i gdy ten stanal przed nia, jedynie westchnela i usmiechnela sie najzwyczajniej, niebogato:-..zwlaszcza gdy ktos dolacza sie do jarania i probuje wyczerpac twoje zapasy?-dokonczyla usmiechajac sie znow, skromnie, wystawiajac reke. miedzy palcami trzymala skreta, taka skompa nie byla. poczestowala go.