- nie ma się czego bać po prostu! - poderwał się z krzesła - jestem normalnym, młodym chłopakiem, nie każdy od razu idzie na studia i znajduje ciepłą posadkę, można inaczej! - nienawidził tego co mówiła w tym momencie, brzmiała ni mniej ni więcej tylko jak jego ojciec - przestań się bać i ciesz się życiem, zrozum że to po prostu zabawa!

- no dobra, możesz nie iść na stiudia i nie znaleźć ciepłej posadki. - nerwowo wzruszyła ramionami, zestresowana ich kłótnią, bo nienawidziła się kłócić z ludźmi, a szczegolnie jak podnosili na nią głos. co z tego, że ona pierwsza go podniosła. - ale ta postawa widać nie prowadzi cię nigdzie, skoro nawet nie masz gdzie mieszkać, bo całą kasę wydajesz na narkotyki.

- jesli to dla ciebie problem to wreszcie sie wyniosę, przecież nikt cię nie zmusza do trzymania mnie tutaj! jakby nie było gdzie mieszkać... - zmarszył brwii. nastrój zupełnie się popsuł, nie do uwierzenia że dopiero co się pieprzyli i jedli pyszną kolacyjkę. - niketórzy musza szukać szczęścia trochę dalej niż na zakupach czy bieganiu po parkach. niektórzy mają zryte rodziny i sobie nie radza.

więc przyznał, że sobie nie radził. przyznał to mimo wszystko. nie sprawilko jej to satysfakcji, raczej poczuła się jeszcze bardziej beznadziejnie i patrzyla na niego z bezradnością w oczach, usiłując wydusić coś z siebie. nie odywzała się, bo nie miała pojęcia, co powiedzieć i ja nie mam pojęcia, co napisać mądrego jako jej odpowiedź, iwęc po prostu z trudem przełkneła slinę przez swoje suche, suche gardło.

a on złapał się za głowe jak to robia zakłopotani fazeci i aczał chodzić w kółko po pokoju. w końcu wyciągnał z kieszeni fajki i zapalił, zostawiając zapalniczke na stole. i wedrował tak, strzepując co jakis czas popiół przez otwarte okno. myślał co teraz.

obserwowała go, ciągle milcząc, bo własciwie to najbardziej chciała do niego podejść i go przytulić, albo bardziej siebie do niego, postać chwilę przy romeo i się uspokoić, ale nie zrobiła tego, bo sądziła, że ją odtrąci. ona by tak zrobiła na jego miejscu. przyłożyła dłoń do swojego policzka i wodziła za nim wzrokiem.
- co ja mam zrobić? - zapytała wreszcie cichutko i zacisneła wargi w wąską kreskę.

- przestać się zamartwiać i wyszukiwac problemy. jak jest dobrze, to jest dobrze i juz. - powiedział nieco obrażonym tonem kiedy wyrzucał wypaloną fajkę przez okno. a potem oparł sie dupa o ramę okna i w nim stał, i patrzył na nią, co jego mała odette, mimo wszystko |: ) zrobi.

- będę się martwić - poinformowała go. - bo ktoś przecież musi. masz martwiącą się odette albo nie masz jej wcale - dodała, trochę udając jego ton głosu, kiedy sam jej mówił, że ma jego całego albo nie ma go w ogóle. chryste, tak bardzo chciała, żeby ją przytulił, ale żeby sam do niej podszedł, bo bała się odbić od tej ściany, czuła się przy niej bezpieczniej. - ci wszyscy zakonnicy zawsze mówili, że asceza jest dobra - wygadywała takie głupoty, bo nie miała pojęcia, co innego ma mówić. a nie umiała wyłączyć za bardzo mówienia. - czuję się chujowo. i skończyły mi się papierosy, i nawet nie kupiłam sobie nowych. i wcale nie chce mi się zmywać tych talerzy, a do tego wszystkiego muszę ci zrobić pranie. nie ogarniam, więc możesz mi dać papierosa czy coś. albo kurwa nie wiem, może lepiej będzie, jak pójdę się przejść do kiosku, może na dworze jest trochę zimniej i jakoś ochłonę. ja pierdolę - podsumowała.

magiczne ruchające bory weny cię napadły.
- weź sobie. - powiedział jeszcze nieco sucho, ale zaraz dodał - no nie denerwuj się juz. nic nie musisz. najwyzej pochodze w kapielówkach - zasmiał się nawet. nie ptrafił długo się gniewac, i praktycznie nigdy nie gniewał się długo. szczególnie na lludzi na ktorych mu zalezało, i po kłótniach które z takich uczuc własnie sie brały. rzucił więc jej papierosy na stół, który i tak był bliżej jego niż jej, wiec musiała podejśc ona!

przez kilka sekund się gapiła na te papierosy, potem przeniosła wzrok na niego i odeszła od ściany. i wcale nie było to takie straszne, jak myślała, że będzie. ale jak już szła, to nie umiała zatrzymać się przy stole, zgarneła z niego fajki po drodze i prawie w niego weszła, znaczy, hehe, bez podtekstów. oparła czoło o jego klatkę piersiową, dłonie położyła mu płasko na piersiach i wciągała w płuca bardziej jego bliskosć niż zapach.
- przepraszam - powiedziała, bo z jakiegoś powodu czuła się winna! chociaż nie wiedziała z jakiego ;d.

położył jej dłoń na plecach i powiedział: - ja tez. - i potem pogładził ją jeszcze po włosach, i wyjał z trzymanej przez nia paczki jeszcze jednego papierosa i zapalił sobie. - po prostu nie mów tak więcej, proszę. - prosił, bo nie mógł słuchac takich rzeczy, nienawidził tego u ojca i bał się, że przez takie rozmowy znienawidzi tez ją...

- ty też. nigdy więcej nie mów mi o anette w jednym zdaniu z moją osobą - powiedziała, bo przez takie rzeczy czuła sie gorsza. no, to teraz wiedzą już wzajemnie, co zrobić, żeby się znienawidzić w razie potrzeby. westchneła cicho i ciągle trzymała paczkę w rękach, nie odsuwając się do niego, bo dobrze jej się tak stało. uspakajała się. - okay, nie chcę już fajek. możesz sobie wziąć z powrotem - stwierdziła i wsunęła mu paczkę do tylnej kieszeni.

- no bierz, jesli chcesz- bał się że teraz sie krepowała jak jakas kretynka czy coś. - ale tak dotykac możesz - i miał kurcze prawie że troll face'a z komixxów xddd - och odette, jak ty nam sie uchowałaś dziewicą tyle czasu...

- to takie proste. póki nie czujesz smaku seksu, to cię nie ciągnie. z wami, facetami to trochę inaczej. robiłam strasznie dużo róznych rzeczy, ale bez rozdziewiczania. a potem, cóż, potem się naćpałam, no co tu dużo mówić - przewróciła oczami. - i mam szczęście, że trafiłeś mi się ty. bo jesteś za je bis ty, romeo, jak trzeba to czuły, jak nie trzeba to rżniesz się równo xd - roześmiała się i pocałowała go w szyję. - nie, serio, nie chcę fajek.

zaczął się tak strasznie fajnie i szczerze smiac, i nie mógł wcale przestać! - ty tez taka jesteś. masz naturalne talenty, odette. jeszcze trochę czasu spędzimy razem a zacznę się bać że poszukasz sobie jakiegoś bardziej doświadczonego kochanka - puścił jej oko i dał jej z kolei buzi w czółko. a potem wypuścił dym z fajki, ale już nie w czółko!

- jassssne. nie ma szans, żebym sobie poszukała jakiegoś innego, wybij sobie to z główki - i poczochrała go po jego super seksownej czuprynie. - w sumie każdy powinien miec talenty naturalne do seksu, bo czyż nie do prokreacji jesteśmy stworzeni? - zachichotała i przesunęła dłońmi wzdłuż jego nagich pleców, badając kręgi kręgosłupa, czy ma aby na pewno wszystkie.

- ty, prokreację to sobie na razie odpuśćmy. i inne rozmnażania. - mam w dupie czy romełko dobrze rozumiał słowo prokreacja czy nie, i chuj xd - tak czy siak seks z toba mógłbym uprawiac całą dobę, powaznie. a jakies ciąze i inne takie mogłyby poważnie zakłócić te czynności więc wiesz, na spokojnie.
xd

- jezu, mówisz, jakbym cię do czegoś próbowała zmuszać. luzik, kochanie - jejku, jak słodko, nawet tego nie planowała, po prostu jej się wymsknęło to "kochanie' i poczuła się w związku z tym tak fajnie, chociaż trochę nerwowo, bo on tak do niej nie mówił. ale to nic, to nic. - ja cały czas jestem spokojna. sam spokój i opanowanie, tylko czasem trzęsą mi się ręce i dostaję konwulsyjnych drgawek.

- spoko, to jestem w stanie znieść, skoro to ja tak na ciebie działam - znowu puścił jej oczko, ciągle puszczał jej oczka, widocznie lubił, albo miał taki tik nerwowy, nie wiem. whatever. - poza tym te drgawki, one sa całkiem miłe, wiesz? - dopowiedział jeszcze, bo tak bardzo go podniecało kiedy drżała pod jego dotykiem, jak za dotknięciem magicznej różdżki. albo włożeniem xd

- myślałam, że w ogóle nie zauważasz ich - zarumieniła się delikatnie. właściwie nie kontrolowała tego, jak bardzo jej uczucia do niego były wypisane w każdym jej ruchu i włanie sobie z tego zdała sprawa, stad też te rumieńce. uśmiechneła się trochę z załopotaniem i pocałowała go w obojczyk, bo ta część jego ciała znalazła się teraz najbliżej jej ust.

- tego nie da się nie zauważyć, moja mała. sensie... kiedy jest ci dobrze, to nawet trzeba zauważać. gdybym nie zauważał byłbym tylko kolejnym beznadziejnym w tych sprawach dzieciakiem, nie uważasz? - bo on tak uważał, i ogólnie był zwolennikiem obserwacji partnerki podczas seksu a nie skupiania się na sobie. lubił dawać przyjemnosć. nawet jesli czasami oznaczało to trochę rezygnację z siebie na rzecz dziewczyny.

- nie wiem tak naprawdę - odparła zupełnie szczerze. - nie wiem, bo... nie mam porównania. ale mam wrażenie, że gdyby nie to, co do ciebie czuję, nie byłoby tak dobrze z tobą. nie ubliżam twoim zdolnościom i talentom naturalnym - dodała jeszcze, bo był świetny w te klocki, a czasem we wszystkie klocki i co z tego, że nie umiał nawet zrobić prania. - nie drżałabym tak pod żadnym innym - wyznała hiper romantycznie.

przytulił ją do siebie, nie smijąc się ani nic, bo to co powiedziała, okazało się dla niego ważne. okazało się nagle że na prawdę istnieje jeszcze tamten słodki, wrażliwy romeo który nie chciał być marine tylko studiować literaturę frankofońską i takie tam. a potem ujął ja delikatnie za brodę i pocałował w sam środeczek ust. z każdym dniem wydawała mu sie ładniejsza i kochańsza i w ogóle.

- idziemy do łóżka? jest druga w nocy - zaproponowała, ale to nie znaczy, ze sobie idę, tylko, że ona była lekko senna, co jest naturalne o drugiej w nocy, ale niezrozumiałe dla takiego wampira jak ja. edward całymi nocami z bella tak naprawdę grał w rpg . - ale jutro pójdę spać po dwudziestej. muszę to w końcu zrobić - uśmiechneła się i poklepała go po tyłku.

- mówiłem ci że nigdy ci się to nie uda... - tracił ją nosem w policzek i objał teraz tak od tyłu talii. - ale możemy iść, tak, więc chodźmy - nigdy nie wiem jak my to robimy ale wszystkie nasze postacie są zawsze takie przezorne i kupuja sobie dwuosobowe łózka xd