wikipedia mowi: Balkony umieszcza się na wysokości co najmniej 1 piętra nad ziemią. i Jest to przestrzeń użykowa i rekreacyjna, stanowiąca połączenie wnętrza budynku (mieszkania) z zewnętrzem, będąca namiastką "zielonej izby" lub tarasu.

ale wy macie problemy! ja tu przezywam bo mnie obkroszczylo i bede miec okres, a te o balkonach gadaja! -.-

Siedziała na jednej z czarnych kanap, gładząc swoją połyskującą i obcisłą już zresztą, jasnoróżową sukienkę. Właściwie wcale nie uważała siebie za dorosłą; nie tylko dlatego, że urodziny miała dopiero za kilka dni. Czuła po prostu, że świat wciąż stoi przed nią otworem, a ona wcale nie chciała dorastać. Przy okazji przypatrywała się swoim czarnym szpilkom.

stała przed, albowiem przyszla jakis czas temu, zachachmęciła juz jakiegoś drinka, zostawiła swój prezent dla freji i uznała, że musi zapalić, paliła przed domem!

ok, przyszedł tutaj i wcale nie śledził lisy. miał właściwie nadzieję wpaść po prostu na kogoś znajomego i dobrze się bawić, ale że tak to się stało, to już tylko zbieg okoliczności. zaszedł lisbeth tak jakoś od tyłu, zamykając ją w ramionach i pocałował ją w policzek, mrucząc jakieś miłe przywitanie.

ja wiem co to jest balkon i taras bo ja mam sama taras w domu. ale może to jest mega wyjebany w kosmos balkon z takimi roznymi pierdolami. tak samo jak mozna miec ogrod na dachu. jejku.

całe szczeście nie przypaliła go papierosem, bo jeszcze by się obraził na nią. uśmiechnęła się, a potem odwróciła się przodem do niego, wcześniej wyrzucajac papierosa gdzies na bok, moze nie spali im trawnika! - cześć- powiedziała, żalując, że musiała teraz kopcić, bo pewnie straszliwie śmierdziała, a nie sądziła, by thierry, który sam nie palił, lubił zapach papierosów. *smród.

no właśnie był trochę na to uczulony i to była główna przyczyna tego, czemu nie pocałował jej prosto w usta, a jedynie w policzek. nie zamierzał jej robić zbytnich wyrzutów za to palenie, w końcu to jej wybór i on jej nie będzie narzucał sposobu życia.
- umówiłaś się tu z kimś czy jesteś sama? - zapytał, ponieważ jeśli się z kimś umówiła, to nie było problemu, żeby poszedł, chyba, że miała randkę. wtedy by sie wkurzył.

przyszedl juz. zostawil prezent gdzies, nie wiem co jej kupil-ale cos zajebistego. pewnie zostawil tak, zeby nie zauwazyla, hehe. zlapal jakies piwo, bo piwo jest spoko...i usiadl obok freji. - czesc! wszystkiego najlepszego! ale z ciebie stara dupa! - powiedzial, ale wcale nie byl niemily, przysiegam. pocalowal ja nawet w usta, ale nienamietnie.

przyszedl rowniez, chociaz nie byl najbardizej towarzyska postacia na tym forum, ale to nic. rowniez wzial piwo i oparl sie o sciane.

rozejrzała się dookoła, zastanawiając się, czy lawrie już przyszla, ale uznała, że nie chce jej się jej szukać, więc pokreciła głową. - nie, z nikim sie nie umówiłam. jestem sama jak palec! - powiedziała, wzdychając teatralnie, a potem uśmiechnęła się do niego, stwierdzając, że wygląda całkiem przystojnie. potem stwierdziła, że mogła ubrać krótszą sukienkę. będzie musiała iść ją skrócić do łazienki albo cos. - nie boisz się imprez w swoim domu? że rano znajdziesz kibel wyrwany ze ściany?

Uniosła dłoń do góry, jak gdyby chciała pomachać i uśmiechnęła się nieśmiało, kładąc ręce na kolana. - Fajnie, że jesteś - stwierdziła po chwili, kiedy już się z nim przywitała. - I dziękuję ci bardzo, chociaż... nie wiesz, że przecież urodziny mam dopiero za trzy dni...? dzięki... - powiedziała ściszonym głosem, ale chwilę potem uśmiechnęła się szeroko. - Żartuję. Jesteś kochany, ale masz dwadzieścia dwa lata, czas umierać - rzuciła, a w geście pokrzepienia położyła mu dłoń na ramieniu.

-wlasnie wiesz, wydawalo mi sie rowniez, ze za trzy dni, ale robisz impreze dzisiaj, wiec doszedlem do wniosku ze jednak dzis. to przez ciebie, mieszasz mi z glowa - powiedzial obejmujac ja po przyjacielsku ramieniem, zachowujac przy tym odpowiednia odleglosc w przypadku gdyby liczyla dzisiaj na podryw-nie mogl przeciez odstraszyc potencjalnych kandydatow, nie? - a tak na serio... skoro masz osiemnastke dopiero za trzy dni to nie bede mogl pozwolic ci dzis pic alkoholu...

- to już będzie problem freji. ja najwyżej będę chodził załatwiać sie z balkonu - roześmiał się, bo wizja sikania innym ludziom na głowy z góry z pierwszego czy drugiego piętra wydawała mu się być kusząca. - jakoś to będzie. to mieszkanie już wytrwało kilka imprez, a poza tym, hm, jestem tak jakby trzeźwym właścicielem, trochę gospodarzem imprezy, ale w całym zamieszaniu jest nim freja i bogu dzięki - powiedział. pewnie miał na sobie jakieś miłe polo i dżinsy i te same konwersy co ostatnio. zaraz znajdę jakieś ładne... ;d

- Och, Felix... - zaczęła, unosząc wysoko brwi, a wzrok spuszczając na ziemię. - Nie liczę na Twoją zgodę, chodź - powiedziała wesoło, po czym złapała go za rękę i podniosła (niedosłownie) z kanapy. Stawiając nierówne kroki, doszła w ostateczności do miejsca, w którym stał alkohol, barku, gdziekolwiek. Niestety, nie opanowała jeszcze tej sztuki chodzenia na wysokich obcasach, ale... szła w dobrym kierunku. - Ooch, pijesz nudne piwo. Właściwie to lubię piwa, ale musisz mi zrobić jakiegoś fajnego drinka, jako prezent, hm? - wyciągnęła przed siebie rękę z szklanką i spojrzała na niego proszącym wzrokiem. - Nie doniosę, że to ty - dodała.

podrapała się po przedramieniu i pokiwała głową ze zrozumieniem. - no tak, zapomniałam, przeciez jestes niepijący.. nie czujesz się dziwnie, kiedy wszyscy dookoła są w błogim stanie nietrzeźwości, a ty, jako jedyny się trzymasz prosto? - spytała, zerkając na swoje stopy. żałowała, że nie ubrała wygodniejszych butów, bo już miała ochotę je ściągnac i wywalic przez płot. albo z tego nieszczesnego balkonu-niebalkonu.

http://www.aboutsneakers.com/wp-content/gallery/161/converse-cts-1.jpg
<3
- akurat dzisiaj nie czuję się dziwnie - powiedział, czochrając włosy tak na wszelki wypadek, bo nienawidził mieć przyklepanych kłaków. czasem nawet z tego powodu brał suszarkę freji i suszył włosy z głową pochyloną w dół, żeby mieć niepoukładane. dziwny gość z niego. - a raczej odpowiedzialnie. a poza tym jutro nie tylko będę dumny z siebie, ale szczęśliwy, patrząc na te wszystkie kace - uśmiechnął się i pogładził ją trochę czule nawet po policzku. - uciekłaś dziś rano - powiedział.

- jezeli juz chcesz wiedziec, to przynioslem ci rowniez inny prezent - powiedzial, tak w ramach informacji - ale skoro tak bardzo chcesz, to drinka moge zrobic rowniez - powiedzial biorac czysta szklanke i robiac jej zajebistego drinka, bo ogolnie robil najlepsze drinki w miescie, lepsze niz wytresowani barmani, mowie ci. zrobil jej wiec calkiem bajeranckiego. - okej...dzieki. nie chcialbym siedziec w wiezieniu za rozpijanie nieletnich! jeszcze uznaliby mnie za pedofila, a slyszalem ze pedofile maja najgorzej w wiezieniu - powiedzial kiwajac glowa i wreczajac jej tego drinka. dolal sobie wodki do piwa przy okazji.

okej, darla też przyszła na imprezę, bo powiedziała sebastienowi, że się postara. sebastiena jednak nie widziała nigdzie, więc uznała, że pewnie zniknął gdzieś w tłumie. wzięła sobie kolorowego, mało alkoholowego drinka i przysiadła na jakimś fotelu.

- Wiem Felix, znam cię, dziękuję - odparła z uśmiechem, po czym odebrała drinka i szybko wypiła kilka łyków. - Wiesz co? Świetny. Poza tym, traktujmy to tak, jak gdybym osiemnastkę miała dzisiaj. Chcę się upić i nie zważać na to, co robią inni - powiedziała mu, bo w końcu była gospodarzem imprezy, a nie chciała, żeby to jej siedziało na głowie. - Oj Felix, skąd ty czerpiesz taką wiedzę? Wiem, że masz znajomości, ale... - rzuciła, kręcąc głową i po raz kolejny zatapiając usta w drinku. - Miałam koleżankę w więzieniu. Z więzienia! - poprawiła się szybko, chociaż nigdy nie wiadomo... - Jeżeli jesteś z kimś umówiony, to nie mam ci za złe, w razie czego.

ok chamsko ze pierwsza nie zaczelas. wypil juz dwa piwa i wlasnie pil drinka, wiec powoli sie upijal, tylko ze w jego przypadku byl milszy po pijaku niz trzezwy. zdarza sie. przysiadl sie wiec do darli. - czesc - przywital sie. poprzez przysiadl sie do niej mam na mysli ze usiadl na podlokietniku fotela. ladnie pachnial.

przykicała do salonu, dopadając freji, którą wyściskała urodzinowo i nawet złożyła jakieś w miarę sensowne życzenia, udając, że wcale nie widzi swojego brata. amen.

tez susze z glowa w dół... - może nie wszyscy bedą tacy skacowani, thierry! - obruszyła się, bo ona zazwyczaj nie miewała kaca. odnalazła swojego drinka, ktorego odstawila wczesniej na jakis murek, i teraz go dopiła. - mhmmm, uciekłam, musiałam trochę pochodzić po sklepach i w ogóle. poza tym ile można spać! - zauważyła. sądziła, że thierry, skoro jest sportowcem, to budzi się o piątej, lata dookoła domu piecdziesiat okrążeń, potem wsiada na rower i jedzie do paryza po swieże croissanty.

-nie zwazac na to co robia inni? a jak rozniosa ci dom? - zapytal zmartwiony, bo jeszcze freja postanowi zaszalec na maksa i kto potem bedzie jej podtrzymywal glowe, jak nie feliks? (lubil myslec o sobie jako o ultrazajebistym przyjacielu). - nie rozumiem, siedzialas w wiezieniu? - zapytal i zasmial sie, wyobrazajac sobie freje bijaca sie z jakimis laskami w wiezieniu i robiaca im tatuaze. - nie, skad. chyba ze ty jestes i to taka aluzja? - uniosl brew. przyjrzal sie quinn zastanawiajac sie czy sie znali, ale nic nie wykombinowal, ale znali sie, bo pamietam.

wkroczyl do akcji potezny, meski ulysse. gdy dostal sie do salonu, byla jeszcze pustka. zobaczyl jedynie freje, nie zauwazyl naprawde reszty. moze dlatego ze nie znal ich. pomachal jej reka w ktorej trzymal wypasiony prezent. od razu zauwazyl ze jego prezent byl większy, fajniejszy od innych. usmiechnal sie pod nosem, zostawil go tam gdzie reszta. usiadl na jakiejs kanapie, bal sie podejsc do freji po tym jak biedna rozplakala sie dlatego ze opowiedzial jej o przyszlosci krolika bunny z babcia. trzymal miedzy dlonmi piwo.