ok, trawa. wcale nie byl ulomny. - dlaczego smiesznie? - zmartwil sie, nie chcial wygladac jak glupek. sorki ze tak krotko ale zw na sekunde.

mial fajna mine to mu powiedziala - przetrzyj czubek nosa - usmiechnela sie skromnie i wypila do konca tego drinka obrzydliwego. rozejrzala sie po sali i miala ochote zatanczyc ale moze pozniej jak oswoi sie z nowymi obcasami.. christian oczywiscie

hahaha ostro;o -to jest całkiem niecny, ale zarazem zacny plan. -pokiwała głową i zaraz po kiwaniu napiła się piwa. nie chciala go rozlac, bo uwazala piwo za najlepszy wynalazek na swiecie. chociaz po wypiciu takiego piwa katowała się cwicząc, żeby zrzucic niepotrzebne kalorie i nie nabrac brzucha piwnego;/ -okej. no to chodźmy. -powiedziala i mozesz zaczac. ehhehehe.

zgadlas, niebieskie. - wow. czuje sie zaszczycony. - powiedzial unoszac jeden kacik ust w usmiechu, bo byl kozakiem i wygladal seksi z taka mina. to znaczy wcale nie myslal 24/7 o tym jak wyglada, zupelnie niechcaco wygladal niezle. niewazne. przysunal sie do niej nieco blizej i odgarnal jej kosmyk wlosow z twarzy. - nie moglem pozwolic zeby zaslanial taka sliczna buzke. - powiedzial, czujac sie jak tani podrywacz, ale szybko przeszlo mu to uczucie.

mnie jara imie carol przez nowa ksiazke kinga:3. - wow. nie moge sie doczekac. - zasmiala sie, opierajac z powrotem o szafke skoro nie szli do salonu, a nie lubila stac bez podparcia. stara baba z niej normalnie. zakrecila na palcu kosmyk wlosow zupelnie nieswiadomie, uniwersalny gest jak ktos sie komus podoba podobno, a matthieu podobal jej sie bardzo, wiec wiesz. - okej, matthieu, wiec jak to z toba jest? nie widzialam cie nigdy wczesniej w tych okolicach.

na tej palmie w doniczce rosły banany i to nimi mial zamiar nakarmić elizabeth. albo nie, po prostu wzięli jakieś żarcie z kuchni, pewnie suchy chleb. albo jakieś parówki. albo ciastka. albo zrobił im kanapki, żeby zjedli jak cywilizowani ludzie. wybierz jedną z opcji... rozsiadł się na swoim łóżku, bo nie lubił siedziec na fotelach.

- och. - zarumienil sie, kiedy przetarl nos i uswiadomil sobie ze mial na nim jakas trawe. - kosilem dzisiaj trawe. - wyjasnil, nadal sie rumieniac. smutne. serio kosil trawe, ale wzial po tym prysznic wiec nie smierdzial trawa, chociaz ja osobiscie bardzo lubie zapach skoszonej trawy. tez mial ochote zatanczyc bo wypil juz 2/3 butelki, wiec wiesz. zabral od niej pusta szklanke i zostawil na stoliku bo mial blizej. - w ogole co robisz w st tropez? - zapytal.

chciało mu się płakać, do czego oczywiście by się nigdy przed nikim nie przyznał, więc zacisnął dłoń na papierowym kubeczku, który wyrzucił za jakąś sofę, a potem zrezygnowany ulotnił się do jakiegos bardziej spokojnego miejsca, bo uznał, że tylko papieros zdoła go uspokoic. nie potrafil bez zlosci patrzec na edith w ramionach jakiegos obcego faceta ;/

- no podobno przeciwienstwa sie przyciagaja ale pewnie oni by sie przyciagneli.. - pomyslal i podrapal sie po glowie. ladne miala wlosy carol pewnie matt chcialby je powachac bo mial slabosc do pieknych wlosow i kobiecych karkow. - ze mna to jest tak ze studiuje i to bardzo fajny kierunek ekonomia. moj tata ma firme wiec mam stolek zalatwiony - powiedzial jej - ja przyjechalem z paryza, i w lasnie ze wzgledu na ta firme jestem tu teraz z toba - zasmial sie ladnie i spytal - a oprocz tego ze lubisz panki co moge jeszcze o tobie wiedziec?

wyglądał mniej więcej tak jak jeden z tych fioletowych duchów. usiadł na jednym z łóżek, otworzył okno wcześniej i chwilę się zastanawiał, czy przez nie nie wyskoczyl, ale uznał, że to glupi pomysł, więc zapalił tylko papierosa.

-Ale męski pokój. -powiedziala z podziwem, bo nawet ona miała mniej różu w swoim pokoju. wzieli suchy chleb, bo elizabeth byla koniem w poprzednim wcieleniu i uwielbiała suchy chleb. usiadla sobie na fotelu i jednak wzieli kanapki i ona sie jedna poczestowala. -sam urzadziles? -zapytala rozgladajac sie i nie rozlala piwa i uwazala, zeby nie nakruszyc;/

wachanie wlosow kojarzy mi sie z ktoras tam czescia oszukac przeznaczenie..ogladalas te czesc z winda? - gdzie studiujesz? w marsylii czy dojezdzasz do paryza? - zapytala rozbawiona wizja wstawania o drugiej rano zeby dojechac na zajecia. - och, nie wiem czy moge ci powiedziec. moze sie okazac ze jestes tajnym agentem i wykorzystasz te informacje przeciwko mnie i co wtedy?

alexandra sie usmiechnela uroczo, bo nie byla latawiskiem zeby szczerzyc zeby i patrzyla na niedbale ulozone wlosy felixa. miala taki odruch ze ciagle dotykala wlosow. odslonila kark i odpowiedziala - tu jest po prostu pieknie. przyjechalam odpoczac, ale teraz powaznie zastanawiam sie nad zostaniem tu na dluzej. bardziej dluzej - pieknie to przestopniowala ale powiedzmy ze w francuskim moze tak byc. a ty pewnie rodowity mieszkaniec?

on pewnie zjadł już pięć kanapek. pokrecił glową i przewrócił oczyma. - nie, co ty, taki już był, musze go przerobić, bo czuję się jak w jakimś tureckim burdelu - powiedział. nie, żeby miał cos do burdeli. podrapał sie po prawym policzku, bo został pogryziony przez komary, bo zostawił sobie nieopatrznie okno otwarte w pokoju. - smacznego!

nie ogladalam tego w ogole xd - jestem na zaocznych. pare wykladow zawsze sobie odpuszczam wiec jezdze do paryza raz albo dwa na miesiac. a ty? - spytal sie, odetchnal i wciagnal powietrze i drugim tchem odpowiedzial - ja i agent? myslisz ze jestem spiskowcem? - zmarszczyl brwi i zrobil smieszna powazna mine

- ta, zgadlas. chociaz w zasadzie ostatnie kilka lat spedzilem w paryzu. i troche w londynie. - staral sie zeby nie zabrzmialo to jak przechwalki. wprawdzie byl snobem ale w takim stopniu jak kazdy inny francuz wiec bez przesady. - nie moglas dokonac lepszego wyboru - stwierdzil usmiechajac sie..mial ladne zeby wiec sie duzo usmiechal, czemu nie. - saint tropez jest fantastyczne. ciesze sie ze ci sie podoba. chociaz latem jest zdecydowanie za duzo turystow.

podziekwoala i zyczyla mu tez smacznego. -bywasz w tureckich burdelach? -zainteresowala sie skoro wiedzial jak tam jest. usmiechnela sie tez do niego, zeby nie pomyslal, ze go ocenia czy cos;/ bo raczej taka nie byla. -mieszkasz tutaj sam? -zapytala, bo nei wiedziala ze mieszka z felixem, bo ona uslyszala tylko impreze i adres, a reszta jej nie obchodzila hehehehe.

Freja ulotniła się z salonu, zagryzając wargę i chcąc odpocząć od tego całego gwaru i roześmianych głosów zebranych. Z trudem, mijając papierosowy dym, odnalazła pokój gościnny. Chwiejnym krokiem podeszła do jednego z łóżek, usiadła z westchnięciem i chyba było jej trochę smutno. Kiedy z wolna uniosła zmęczone powieki, dostrzegła palącego papierosa chłopaka. - Przepraszam - wyszeptała, zerkając na niego przestraszona.

wciąż się uśmiechała, może teraz jeszcze bardziej promienniej niż przed chwilą, lecz przed oczami wciąż mała luciena, który właśnie w tym momencie ulotnił się jakiś cudem z pola widzenia. - daj mi pięć minut. - szepnęła adiemu na ucho i cmoknęła go w policzek, po czym wyswobodziła się z jego objęć. przeszła salon rozglądając się dookoła, szukając wzrokiem luciena, gdy w końcu znazła go gdzieś w kącie pomieszczenia, palącego papierosa. podeszła do niego, bo był do niej odwrócony tyłem, więc jej nie widział, puknęła go delikatnie palcem w ramię i czekała aż się odwróci i w końcu będzie mogła dowiedzieć się czy to jest lucien....... w tym momencie miała ochote zapaść się pod ziemieee.

aa ;c u nas kultowe prawie. - hej, nigdy nic nie wiadomo! a podobno agenci specjalni sa przystojni, wiec tak tylko zgaduje - wow, ale z niej flirciara. puscila nawet mu oczko ale wygladala przy tym normalnie a nie jak jakis down...

-ja pochodze z paryza. kocham moje miasto i dziekuje bogu ze urodzilam sie i wychowalam tam - powiedziala calkiem powaznie - ale ja lubie zmiany, wiec nie zaszkodzi sie przeprowadzic na jakis czas. tu jest tak magicznie - rozejrzala sie po domu felixa i oddychala swiezym powietrzem bo ktos otworzyl okno/balkob/whatever. podobal jej sie usmiech felixa i tez zaczela sie usmiechac - kim jest dla ciebie lambert? to twoj kolega? - zapytala sie, ale ciekawska... ;/

wciąż się uśmiechała, może teraz jeszcze bardziej promienniej niż przed chwilą, lecz przed oczami wciąż mała luciena, który właśnie w tym momencie ulotnił się jakiś cudem z pola widzenia. - daj mi pięć minut. - szepnęła adiemu na ucho i cmoknęła go w policzek, po czym wyswobodziła się z jego objęć. przeszła salon rozglądając się dookoła, szukając wzrokiem luciena, gdy w końcu znazła go gdzieś w kącie pomieszczenia, palącego papierosa. podeszła do niego, bo był do niej odwrócony tyłem, więc jej nie widział, puknęła go delikatnie palcem w ramię i czekała aż się odwróci i w końcu będzie mogła dowiedzieć się czy to jest lucien....... w tym momencie miała ochote zapaść się pod ziemieee.

- to moze to zaszczyt w pewnym stopniu dla mnie? - usmiechnal sie i spojrzal sie gleboko w oczy carol. ale troche sie speszyl troche wiec zapytal - masz ochote na cos do picia? bo jak cos to ja tutaj zemdleje bez niczego porzadnego! - zasmial sie z klasa i potargal wlosy

/aaa...... to możecie uznać, że tego nie napisałam, jeśli chcecie:*

- tak - powiedział odruchowo, a potem roześmiał się i zlapał kolejną kanapkę i zabrał się za jej jedzenie. miał wielki żołądek i mógł jeść bardzo, bardzo duzo. pewnie po prostu miał tasiemca. - to znaczy nie, co ty, tu chyba nie ma tureckich - wyjaśnił, kiwając głową. - mieszkam z felixem. to znaczy z bratem - nie był pewien, czy elizabeth kojarzyła jego brata. był w starszakach..