jak mógłby się pokazywać w miescie z brzydka laska... musiałby chodzic na takie zadupie jak ta niewiemco, gora albo cos tam, zeby nikt go nie widzial. lisbeth odgarnęła włosy za uszy i westchnęła ciężko, przyglądając się chwilę swoim stopom obolałym. - tez lubię plażę. żałuję, że nie mieszkam blisko plazy... to znaczy, aż tak blisko! - pokręciła głową, która potem oparła o jego ramie. żeby tylko nie zasnęła przypadkiem, bo to roznie bywa... - dimitri to ladne imie. jest z rosji?

- no tak. rosja. taka tam chołota - wyszczerzył się, bo tak serio, to bałby się trochę przedstawić lisbeth dimitriemu. znał swojego przyjaciela i wiedział, że jest z niego pies na baby, a lisy znowóż nie znał tak do końca i w związku z tym nie ufał jej bezgranicznie. narazie był nią tylko zauroczony i miał ochotę ją schrupać i wycałować od stóp do głów i z powrotem. - jakbyś mieszkała blisko plaży, to pewnie by ci podmywało domek. ale kiedyś możemy rozłożyć namiot na plaży i nocować.

- nie, nie lubię spać w namiocie - powiedziała, marszcząc nieznacznie nos. pewnie nigdy nie spała w namiocie, więc bała się próbowac i w ogóle. poza tym była małym burzujem i nie sypiała w gorszych miejscach niz pieciogwiazdkowe hotele z prywatnym możem i górami. - zresztą nic nie musiałoby mi podmywać. chodzi mi o to, zeby mieszkać tak blisko, by móc iść na piechotę na plaże, a nie tłuc się jakimis taksówkami po miescie - westchnęła ciężko, bawiąc sie swoim wisiorkiem...

- no ja mieszkam jakieś piętnaście minut od plaży szybkim spacerkiem - powiedział, uśmiechając się do jej włosów jak głupek. był przeszczęśliwy w związku z tym, że był tu razem z nią i strasznie podekscytowany jak jakiś trzynastolatek i prawie mu stanął z tej okazji. staną i poszet, no nie. ok, nie. - nie lubisz spać w namiocie? musisz się przemóc totalnie, spanie w namiocie jest super fajne, a ja na plaży jeszcze nigdy nie spałem chociaż marzę o tym od dłuższego czasu - westchnął i pocałował ją w skroń, a potem w policzek i w kącik ust.

- no nie wiem, te wszystkie robaki i komary mnie trochę przerażaja, thierry - powiedziała, przymykając oczy, a potem wyciągnęła odrobinę szyję w jego stronę, żeby moc go pocałować delikatnie w dolną wargę, jednoczesnie ukladajac dlon na jego udzie, bo chciala sprawdzic jak bardzo umiesnione miał nogi. napisałam spodnie, pozdro miesnie spodni! - chociaz moze sie kiedys przemogę... - westchnęła, uśmiechając się jednokącikowo.

- powinnaś. owinę cię w moskitierę - zażartował sobie i automatycznie napiął mięśnie swych nóg, mogła czuć jakie są twarde. gdyby walneła co z całej siły w nogę to by ta noga jej oddała dwa razy mocniej, w sensie zgwałconej zasady akcji i reakcji. - i obronię cię przez komarami i robakami. nienawidzę jak gryzą, strasznie swędzi - zauważył i pocałował ją też w usta, znaczy tak na chwilę w górną warge. ogólnie zachowywał się tak jakby coś go ograniczało, między innymi zasady przyzwoitości. - hej, może chcesz się stąd ruszyć do mnie czy coś? - zapytał, odgarniając kosmyk jej włosów za ucho.

stwierdziła, ze thierry pewnie jest prawiczkiem.. uśmiechnęła się trochę bardziej, odsuwając się od niego nieznacznie, żeby móc odetchnąć. przy nim nie mogla pewnie oddychac, bo tak straszliwie śmierdział. - w zasadzie to nie jest zły pomysl. robi sie chłodno - stwierdziła, poprawiając swoj plaszczyk czy co tam miala. nie ma to jak chodzic w plaszczu w czerwcu... a potem pewnie poszli i mozesz zaczac....

okej nie wiedzialam gdzie zaczac wiec tutaj napisze juz ;/ prawie nigdy nie gram nicole wiec....siedziala i robila zamek z piasku bo na ktoryms zdjeciu widzialam piasek !

Cudowne miejsce na bieganie. Margo przyszła tu żeby pobiegac ispalic pare kalorii po obiedzieie- kazdy dodatkowy kilogramodkryty na wyswietlaczu wagi psul jej humor na
cały dzień. Miał na sobie polo kupione kilka dni temu na zakupach i krótkie szorty po ojcu ( jeszcze z młodości gdy trenował bieganie na długich dystansach). Pewne własnie temu zawdzieczal swój obecny, fantastyczny wygląd. Margo usiadła na piasku żeby odpocząć i napila się trochę wody
- niezła forteca - Zagadala do szatynmi lepiacej zamek z piasku. Była to ładnie zbudowana dziewczyna z ciekawie podkreslonymi przez urodę oczyma. Wyglądała na miła.

Przerwy nie mogły być za krótkie wiec pobiegł dalej, musiała zrobić 10 kiletrow

czekała na lamberta, siedząc na ławce i sącząc resztki już letniej kawy, którą kupiła tutaj po drodze z domu. wyglądała świeżo, po plazy brała prysznic i miała jeszcze lekko wilgotne włosy przez to, że nie zdążyła wysuszyć ich do końca. miała na sobie białą spódniczke i fioletową bluzkę na ramiączkach i japonki, które ciągle spadały jej z nóg i kiedyś prawie zostawiła jedną na chodniku.

cóż za dramatyczna przygoda. lambert w końcu tu dotarł, trochę zaspany i z poduszką odciśniętą na policzku, bo dopiero co wstał, ale nie sądził, żeby było się tu czym chwalić, wiec staral sie ukryc swoja pognieciona twarzyczke za wlosami. jak w koncu dotarl do jej lawki, to wyciagnal nawet ręce z kieszeni i usiadł obok niej. - cześć - przywital sie. uznal, ze calowanie ja na przywitanie byloby troche nie na miejscu, biorac pod uwage to, ze znali sie tylko z kawiarni i to jeszcze na relacjach klient-pracownik.

to dla jocelyn nie stanowiło żadnego problemu. ktoś powinien był na nią nakrzyczeć za to, że rozmawiała tylko z ładnymi osobami, bo tak własnie było. nie miała przyjaciółek, poneiważ nigdy żadna dziewczyna jej nie lubiła, a jocelyn jakoś tak sama z siebie była wredna dla nich. była w relacjach z dziewczynami jak pies, suki sie nie lubią itd. jeżeli był ładny, to mógł z nią zrobić co chciał w sensie stricte seksualnym.
- cześć - uśmiechneła się do niego i zachichotała, bo była spostrzegliwa. - masz wygnieciony policzek! czemu nie powiedziałeś, że cię obudziłam? - bo tak wywnioskowała inteligentnie.

chyba jeszcze nie mialas zadnej postaci damskiej, ktorą by lubily inne... lambert zarumienil sie uroczo i podrapal się po tym pogniecionym policzku, uśmiechając się. - wcale nie obudziłaś.. tak tylko sobie leżałem - powiedział, mając nadzieję, że nie wychodzi przed nią na jakiegoś leniwego śpiocha, ktory wyleguje sie w wakacje do pietnastej w lozku, kiedy ona ciężko pracuje. wczoraj pewnie jeszcze w nocy szedl zmiatac chodnik przed jakas knajpa, wiec sie nie wyspal i w ogole...

nie no, mi się po prostu nudno gra w koleżanki chyba że się żalą sobie że ich chłopak zostawił a tak to jakoś nie wiem ;/ nie lubie ;/ lubie grac w kumpli lambert moze byc kumplem thierrego albo jeana
- jasne - roześmiała się. ona właściwie dzisiaj ciężko nie pracowała, ponieważ wylegiwała się na plazy, smarując plecy na przykład lucasowi. była taką dobrą osobą i zawsze znajdowała kogoś, komu mogłaby wysmarować plecy. można na to znaleźć wytłumaczenie dobroczynne: nie chciała, żeby ładni chłopcy dostali raka. całkiem niezła teoria. zauważyła jego rumieńce i pomyślała, że to strasznie, strasznie słodziutkie i w ogóle mrrr hrrr hau hau. - na pewno spałeś. ja tez bym pospała, ale nigdy nie umiem, zawsze się budze koło dziewiątej i jak mam wolne to łażę na plażę. uwielbiam plażę i wodę i morze, a ty?...

nieee, lambert jest zbyt wielkim frajerem zeby byc kumplem twoich postaci. - lubię - powiedział i pokiwał głową. potem uznał, że chyba jednak nie do kkońca lubi plaże, bo teraz mu się źle kojarzyly, to znaczy z zooey i poczul sie znowu troche nieprzyjemnie i źle, ale udawal, że wszystko w porządku. uśmiechnał się nawet, jednak był to uśmiech wymuszony... - w zasadzie wolalbym sie budzic o dziewiatej. nie marnowalbym wtedy tyle dnia na spanie - zauważył. - chociaz w zasadzie zazwyczaj tez nie spie tak dlugo.. tylko czasami! - zapewnil ja.

;///////////////////////////////// hate u
- powiedzmy, że wierzę - nie wierzyła nigdy innym ludziom w to, że nie śpią długo jeśli tylko mają takie możliwości. kręciły ją jego włosy i chętnie by się nimi pobawiła, ale uznała, że to lamberta mogłoby lekko skrępować. och, och, ale miała na niego ochotę. musiała aż mocniej zacisnąć nogi, serio, wiec założyła jedną na drugą. jezu ona chyba była nimfomanką... znaczy nie planowałam tego, ale tak to wygląda, a może po prostu jakaś wiecznie niezaspokojona, bo w sumie nimfomani ciągle uprawiają seks, a jocelyn w sumie nie tak ciągle. chyba jeszcze do końca nie dojrzała pod tym względem! nie wiem. ale wszystko z nią w porzadku w razie wątpliwości!!! wyrzuciła swój pusty kubek po kawie nawet do jakiegoś kosza (wow). - ej, chodź, nie siedźmy, mieliśmy sobie pochodzić. w ogóle masz ładne włosy, ale pewnie wszyscy ci to mówią!

- wcale nie wszyscy, moja mama, za każdym razem kiedy mnie widzi, chce mi cichaczem obciąć je trochę, żebym nie wyglądał jak dziewczyna - pokręcił oczyma i wstał z ławki, czekając, az jocelyn tez sie ogarnie i wstanie. miejmy nadzieje, ze nie zgubi po drodze swoich nieszczesnych butów. podrapal sie po brzuchu, bo swedzialo go wszystko od jego bialych ciuchow. mial alergie na biale ciuchy. - poza tym ty masz tez sliczne wlosy - stwierdzil po chwili namyslu. zastanawial sie, czy jej wlosy byly naturalne, znaczy kolor! tak samo, jak zastanawial sie, czy jej cycki byly prawdziwe..

- ale nie wyglądasz jak dziewczyna! dziewczyny są takie no, mniejsze i przecież nie masz kobiecej twarzy... gdybyś miał, to bym do ciebie nie pisała i w ogóle - uśmiechneła sie i wstała też. oporawiła swoją spódniczkę, żeby nie było jej widać tyłka, chociaż w sumie jocelyn lubiła pokazywać tyłek, ale teraz nie zgrywałoby sie to i walory estetyczne zostałyby popsute, a ona chciała wyglądać w miarę ładnie. - dzięki. znaczy ja niespecjalnie je lubię, sama sie zastanawiałam, czy nie obiąć, ale własnie moja matka na mnie krzyczy jak o tym wspominam. może powinniśmy się nimi wymienić, znaczy mamami - roześmiała się, a nie miała śmiechu jak sowa hucząca w lesie.

zastanawial sie, w ktorym miejscu dziewczyny byly od niego mniejsze, bo przeciez nie w biodrach... potem uznal,ze chyba wie gdzie moga byc mniejsze, ale juz dalej wolal nie rozkminiac, wiec westchnal tylko, zerkajac na niebo. - okej. mozemy sie wymienic. ale nie na dlugo, bo mimo wszystko moja mama jest fajna!- powiedzial, bo kochal swoja mamusie:) chwile sie jej przygladal, liczyl na to, ze jednak uda mu sie popatrzec na jej tylek, ale srednio mu to wychodzilo, wiec usmiechnal sie tylko do niej.

- ok, tylko na moment obcięcia włosów - zgodziła się, ale nie wiem, czy kochała swoją mamusię, skoro umarła zabita przez mafię. mówię ci, joce jest czasem okropnym człowiekiem, ale nie mów dalej, bo ona i tak ma problemy psychiczne i to kiedyś z niej wszystko wyjdzie i się załamie i to będzie punkt kulminacyjny w jej życiu, hehe. - to byłoby fajne. w ogóle ile ty masz lat, lambert? - miała nadzieję, że nie szesnaście i że nie trzydzieści sześć, bo teraz tak dobrze robili operacje, że mogłaby nie zauważyć.

- 19 - powiedzial, chociaz potem uznal, ze w zasadzie mogl zawyżyc swoj wiek i powiedziec, ze ma dwadziescia. w koncu za jakis tydzien, czy dwa, konczyl dwadziescia lat . - a na ile wygladam? ty ile masz? chociaz nie wiem.. podobno kobiet sie o wiek nie pyta. ale chyba jeszcze nie jestes na tym etapie, kiedy kobiety sie obrazaja za takie pytania,nie? - spytal, usmiechajac sie ladnie do niej.

podobało jej się to, że tak ładnie się uśmiechał do niej cały czas i w związku z tym ona też się uśmiechała, starajac sie to robić tak, żeby miała dołki w policzkach i w ogóle, bo z niej jest taka teraźniejsza scarlett o'hara. śmieszy mnie to nazwisko xd. chyba sobie obejrzę zaraz po ringu przemineło z wiatrem <3 hr.
- jeszcze nie wyskoczyły mi pierwsze zmarszczki - roześmiała się. - dwadzieścia trzy. okay! żart. też mam dziewiętnaście, ale śmieszny zbieg okoliczności. powiedz jeszcze, że masz dwudziestego dziewiątego kwietnia i już w ogóle będzie śmiesznie...

roześmiał się i pokręcil głową. - nie, niestety nie.. mam urodziny w lipcu - pochwalił jej się, jednoczesnie starajac sie zapamietac, ze ona ma urodziny w kwietniu, ale i tak pewnie za kilka chwil o tym zapomni, bo nie byl dobry w takie klocki.. i w ogole! cale szczescie swoja skleroze nadrabial wielkim urokiem osobistym. - naprawde nie masz jeszcze zmarszczek? - udawal, ze byl bardzo zaskoczony i zeby sprawdzic, przysunal sie do niej, zeby obejrzec jej twarz z bliska.

prawie dostała orgazmu. dobra, nie. ale i tak zrobiło jej się przyjemnie jak się przysunął, zastanawiała się, co ma zrobić z rękoma i w końcu tylko skrzyżowała je na piersiach, hihi.
- nie mam zmarszczek. ej. czyli kończysz dwadzieścia w lipcu? jejku, ty starszuku - poklepała go po ramieniu. - robisz jakąś impreze urodzinową? dowiem się o tym? - chciała zapytac, czy miał dziewczynę, bo jak miał ,to joce nie przyjdzie, hehe. nie no, przyszłaby i wyrywałaby jego kolegów albo by się zaprzyjaźniła z jakaś jego koleżanką. tak jasne, już to widze.