- no właśnie - pokiwał głową. - to dziwne, ale właśnie ujęłaś to, co myślałem, tak zgrabnie. dobra jesteś. co ty tam byś chciała studiować, co, lisa? mam nadzieję, że coś fajnego - uniósł jeden kącik ust do góry, unosząc na moment wzrok znad jej bransoletki, do której trochę się przykuł, ale zaraz cofnął ręce. - ogólnie to może chciałabyś się stąd zebrać? niebawem może być chłodniej - powiedział, bo to nigdy nic nie wiadomo w tej głupiej pogodzie.

- w zasadzie sama nie wiem, co chcialabym studiować. zawsze chcialam być lekarzem, ale chyba jestem za głupia na medycyna. fajnie by było być prawnikiem, ale na to chyba tak samo.. - uśmiechnęła się. bardzo krytycznie oceniała swoją inteligencję, która wcale nie byla taka marna, jak jej się wydawało. - w zasadzie bardzo chętnie. masz jakieś konkretne propozycje? - spytała, ogarniając wzrokiem stolik, zeby sprawdzic, czy nic przypadkiem tam sie nie wala. to znaczy nic jej.

zerknął na swój ładny, drogi zegarek, który ostatnio dostał od mamy i taty na swoje dzwudzieste urodzinki. bardzo ładnie mu wybrali.
- hm, wiesz, teraz chyba jest jakaś impreza czy coś w tym stylu. moglibyśmy się wybrać, powinno się było już rozkręcić. od razu zatrzegam, że nie piję - uśmiechnął się. - nie wydajesz mi sie być głupia. ani nudna, wiesz - dodał w ramach tego wstępu do rozmowy, który zrobiła jakąś godzinkę czy dwie temu. nie mam pojęcia, ile my tu gramy i nie chce mi się sprawdzać.

- no dobra. skoro tak mowisz. a, i z góry mówię, że ja pić będę - obiecała mu i miała nadzieję, że sie zbytnio nie schleje, a potem wstala i pewnie poszli na impreze i zacznij!

przypomnialo jej sie, ze zostawila tutaj samochod. brawo carol. przyszla wiec tutaj na parking ktory znajdowal sie za kawiarnia i doszla do wniosku ze w sumie ma ochote na cos do picia. zamowila sobie wiec mrozona latte i usiadla na zewnatrz na jednym z czerwonych krzesel.

philipek niestety nie miał samochodu, ale miał motor. tzn nie pamiętam, czy on, czy jakaś inna moja postać. nieważne. zauważył jednak carol, kiedy szedł sobie ze swoją mocną espresso (zamierzał się uczyć całą noc do jutrzejszego egzaminu). - o, cześć - uśmiechnął się na jej widok. - znowu się do mnie dawno nie odzywałaś. opuszczasz się w obowiązkach psychofanki. co tam? - usiadł na przeciwko.

- czesc. znalazlam nowa ofiare. przykro mi. - dmuchnela w swoja herbate, bo zapomniala ze to mrozona. - to wszystko dlatego, ze bardzo, bardzo dawno nie widzialam cie bez koszulki! - rozplakala sie...albo nie, bo nie chcialaby zeby lzy wpadly jej do herbaty, wiec tylko udala ze bardzo posmutniala!

pewnie nie zamierzał tutaj zdejmować koszulki, ale może za to zdejmie jej kiedyś indziej, who knows. mniejsza z tym. - co to za szczęśliwiec? - zapytał i roześmiał się, choć pewnie zabolało go to, że to nie on był wciąż jej ofiarą, jednak nie dał tego po sobie poznać, bo byłoby głupio... ale uznał, że i tak owinie ją sobie wokół palca tak, że znów będzie jego psychofanką ;/ ale debil.

nie taki znowu debil..spryciula, bo jako psychofanka moze bedzie mu robila pranie, zmywala itp. - nie moge ci powiedziec. wybacz fil. - podsunela mu pod nos swoja mrozona herbate. - powachaj. wydaje mi sie, czy to mietowa? - zainteresowala sie.

- pachnie ziołem - powiedział, wąchając herbatę. pewnie tak naprawdę to jego koszulka pachniała/śmierdziała ziołem, które dzisiaj wyjarał, ale uznał, że to jej herbata. - pewnie kelner ma na ciebie ochotę, lepiej tego nie pij. czemu nie możesz mi powiedzieć? spoko, nie pobiję go, ani nic w tym stylu... nie jestem zazdrosny! - oznajmił jej i nawet lekko się zaperzył.

- w takim razie nie chce. ty wypij. lubie jak jestes przycpany, a szczegolnie lubilam za czasow mojego psychofanstwa, moglam cie zgwalcic i nawet nie zauwazales. - zasmiala sie mrocznie, ale wcale go nie nigdy nie zgwalcila i miala nadzieje, ze filip zrozumie, ze carol zartuje i nie zwieje przed nia. smutne. - to zle, wolalabym zebys byl zazdrosny! nie moge powiedziec... bo nie moge.

- nie chcę. herbata z ziołem brzmi dziwnie, wiesz... - odsunął kubek, czy w czym tam miała tą herbatę, ale pewnie w kubku. wiedział, że go nie gwałciła, bo to on ją gwałcił, haha, ok, nie. - no ale dlaczego! daj mi jeden sensowny powód, carol... nie wiem czemu chcesz to tak przede mną ukryć - zmarszczył lekko brwi, bo w sumie z nikim nie miał aż tak na pieńku, żeby nie mogła mu powiedzieć.

- okej. bo nie ma nikogo innego. jesteś dla mnie tylko ty! na zawsze... - powiedziała dramatycznie, przykładając ręce do piersi. ochnęła równie dramatycznie i uniosła dłoń do czoła niczym umierająca kobieta w filmie z lat pięćdziesiątych.

- i tak wiem, że ktoś jest, ale nie chcesz mi powiedzieć... nie masz do mnie zaufania... to smutne, carol, w takim razie ja też nie mogę ci już ufać, to działa w obie strony - westchnął ciężko i pokręcił głową, wyciągnął paczkę fajek i poczęstował ją, a potem zapalił sam. - trudno. sam się dowiem i tak... - pogroził xd

- jezu, glupku, naprawde nikogo nie ma. serio. moze oprocz pansy -jej siostry! - ale nie nazwalabym sie jej fanka w najmniejszym stopniu. - w zasadzie niezbyt ja lubila. zalozyla noge na noge i poprawila sukienke, chociaz nawet gdyby nie poprawila to nic, skoro siedziala przy stole. - a ty masz kogos?

- no dobra, niech ci będzie - mruknął niechętnie i zaciągnął się papierosem. nie chciał jej dręczyć przez kolejne dziesięć postów. - nie mam. przecież wiesz, że nie lubię się wiązać, pewnie dlatego nigdy nie będę miał żony, dzieci, wnuków... na starość będę sam w domu starców - westchnął ciężko i zamyślił się. - ale to nic, bo do starości mi jeszcze daleko, no nie? co u pansy?

- nie mam pojecia. ostatnio nie widujemy sie zbyt czesto. - wzruszyla ramionami, bo nie martwila sie specjalnie o siostre czy cos. bo i po co. miala lepsze rzeczy do roboty. - hej, jezeli sie z nikim nie wiazesz dlatego, ze mnie by bylo przykro, to nie musisz... - zasmiala sie.

zastanawiał się, czy naprawdę tak myślała, czy jednak sobie z niego żartowała. uśmiechnął się pobłażliwie. - gdyby tak miało być, to pewnie jednak bym ci tego nie powiedział i już. nie chodzi o ciebie, carol, problem leży we mnie. nie lubię rutyny, monotonii, zobowiązań. oszalałbym, gdybym wiedział, że muszę być wierny jednej kobiecie - ok, jest debilem.

- zawsze mozesz znalezc jakas chetna na otwarty zwiazek, philip. - poradzila mu, proszac kelnera o przyniesienie jej jakiegos ciastka. nie wiem czy philip tez cos zamowil. - nie powinnam jesc tak pozno. - zmartwila sie. - tak czy inaczej... znam wiele dziewczyn, ktore zgodzilyby sie na taka forme relacji. wiesz, mozesz sypiac z kim chcesz, ale gdy wracasz do domu jest ktos, z kim mozesz sie poprzytulac na kanapie i kto zrobi ci rosol kiedy zachorujesz - wzruszyla ramionami.

- no ale taki związek to nie związek... to bez sensu. poza tym, to zawsze kończy się tak, że jedna strona się zakochuje i jest płacz i trzaskanie drzwiami - wzruszył ramionami. pewnie już raz tak próbował. - i tak jesteś chuda, nic ci nie zaszkodzi - uśmiechnął się pociesznie. - a propos, mam ochotę na rosół... teraz będziesz mi musiała zrobić.

- wcale nie musi tak byc! - pomachala rekoma bo naogladala sie doktora hałsa a tam byl taki zwiazek i wcale niezle sie mieli. - okej. wiesz, odprowadz mnie. - zazadala, wygrzebujac z portfelia drobne zeby zaplacic za siebie. zostawila pieniadze na stoliku pod szklanka herbaty, zeby banknotow nie zwial wiatr. - okej?

- okej - powiedział, ale i tak za nią pewnie zapłacił a jej pieniądze oddał, bo to dżentelmen........ i zacznij znów

fajnie tutaj więc przyszli tutaj na lody czy kawę albo wszystko razem! więc pewnie o usiedli sobie na zewnątrz a ona zapaliła papierosa - hm, więc opowiedz mi coś więcej mój drogi francuziku więcej - puściła mu oczko i oblizała wargi smakujące piwem i żelkami. takie to typowe na plaży, chociaż ja ja jak bywam w sopocie, to głównie jadam jakieś wafelki i tyle mnie na to stać.

zapalił też, bo zapomniałam, że on był nałogowym palaczem i palił bardzobardzo dużo, pewnie jego płuca są już wypełnione czarnym dymem, albo rakiem? nie wiem, marny ze mnie lekarz jednak. - hm, nie umiem opowiadać o sobie - powiedział. - nie wiem... studiuję sdhsd - powiedział, bo jeszcze nie wymyśliłam, co mógłby studiować, ale i na to przyjdzie czas, spoko wodza. zamówił im po pucharku lodów i pewnie jakąś dobrą, mrożoną kawę.

a ona była nimfomanką, łał :d - jej, no dobra, okej... hm, masz ciekawie. a ja poza tym że jestem niemką z korzeniami francuskimi, to jeszcze moja macocha postanowiła jak byłam mała że po prostu będę miała podwójne obywatelstwo więc jeszcze jestem angielką. czyli cała mieszanka osobowości i narodowości się we mnie kryje - powiedziała z uśmiechem i zaciągnęła się papierosem. rozejrzała się dookoła i oblizała wargi. przyjrzała się mu i potarła ręką o swój nos - a więc julien, masz rodzeństwo?- zapytała