chciala opowiedziec lis jedna ze swoich niesamowitych przygod, ale wlasnie zobaczyla ridleja. -czesc....- powiedziala i zeszla z kamienia, pewnie chciala mu sie rzucic w ramiona ale jak on ja obojetnie potraktowal to tez sobie stala i patrzyla w dal......albo na nich.

- cześć - powiedziała, mierząc ridleya wzrokiem, a kiedy uznala, że nie jest zły, to uśmiechnęła się do niego i podrapala sie po brzuchu. jakby bylo po czym sie drapac.. - lisbeth. milo cie poznac. lawrie wciaz o tobie gada - westchnela, udajac, ze w jakikolwiek sposob jej to gadanie przeszkadza...

podrapala sie po glowie, ale w sumie to ja rozbawilo. - nie prawda, nie ciagle....-czasem gada tez o casperze, powiedziala usmiechajac sie. - hmm....widzisz nie jest taka straszna....- rzucila w strone ridleja i zasmiala sie cicho.....

przykro mi, ze sie nie przywital ladnie z lawrie;/ -serio? -zasmial sie i spojrzal na lawrie z szerokim usmiechem. -i co takiego o mnie mowi, hm? -zapytal lisabeth, a potem wyjal papierosy i odpalil sobie jednego po czym poczestowal je, bo moze palily. pewnie tak. -okej. -zasmial sie i rozejrzal po plazy.

/dobra seksic sie:)

poczestowala sie papierosem i odgarnela wlosy za uszy. - same złe rzeczy - powiedziała, uśmiechając się całkiem szeroko, potem pokręciła głową i roześmiała się. - nie no, w zasadzie nie mowi az tak duzo. wiem tylko, ze nie jestes gejem - powiedziala, zaciagajac sie papierosem.

no mi tez ;/ ale jakos przezyje xd - masz tylko papierosy ? - zapytala unoszac brew, pewnie liczyla na jakies skrety ktore caly czas palila, pewnie juz nie da sie odroznic jej zebow od...., tu chcialam jakies fajne porownanie ale nic mi do glowy nie przyszlo, wiec od czegos co jest zolte. pewnie zaczela sie strasznie smiac kiedy lis powiedziala o tym ze nie jest gejem, bo mnie to tez rozsmieszylo xd

od żółtka z jajka;/ bo jedyne co mi żółte przychodzi na myśl;/ -mam też małe co nieco w samochodzie. -uśmiechnął się, bo był jednak wspaniałomyślny i domyślił się, że taka lawrie będzie chciała skręcika. HEHEHE. wcale nie był taki zły. Uśmiechnął się do lisabeth mrużąc oczy. -wow. to widzę, że obsypałyście mnie komplementami. -zaśmiał się z własnego słabego żartu;/

-wiedzialam ze mozna na ciebie liczyc. - powiedziala i z radosci cmoknela go w policzek. swoja droga to ja zw takie dluzsze ;//

pokiwała głową i zgasiła papierosa o kamien, pewnie zrobila w nim dziure, bo to byly super ekstra mocne papierosy;/ - oooooo - ucieszyla sie, slyszac o tym, ze ridley nie przybyl zaopatrzony tylko w papierosy! otrzepala swoje nogi z piasku i wstala, porawiajac swoj dol od bikini. gore potem tez.. - mozesz mi wierzyc, ze nie slyszalam o tobie jeszcze nic zlego! - zapewnila go.

Pozwolił sobie poklepac lawrie po tyłku bo był facetem. a skoro był facetem to zmierzył też wzrokiem całą lisabeth;/ -kto by pomyślał, że tak łatwo zadowolic dziewczyny. -powiedział z uśmiechem i ucieszył się, że jednak woził ze sobą skręty w samochodzie. lubił dreszczyk emocji jak go łapała policja;/ -niezmiernie się cieszę skoro mam taką dobrą opinię wśród dziewcząt. hehehehehe.

zasnela na jakas chwile, bo ide sie kąpać ;/

-skrety do tylko jeden krok do pelni szczescia. - rzucila madrze i zabila komara ktory usiadl jej na reku. - niewiem jak wy ale ja bym sie czegos napila....-powiedziala i podrapala sie po reku bo ja juz zdazyl ugryzc, wogole jakis komar lata mi kolo ucha i mnie wkurza ;/

-ja też bym sie napil. -wyznal i wcale nie przejal sie tym, ze przyjechal samochodem. -wlasciwie to moglibysmy nawet skolowac zwykłe posiedzenie tutaj. -wskazał na plazę. -skręty mam, a niedaleko jest sklep. mógłbym podjechac i kupic jakies piwa czy coś mocniejszego. -zaproponowal, bo taki fajny byl. -no ale mozemy tez pojechac do baru. -zasugerowal skoro byly moze jakimis wygodnisiami ;/

-mozemy zostac tutaj ! - powiedziala i poklepala go po ramieniu bo byla z niego strasnzie dumna ze jest taki madry. - pieprzony komar....-powiedziala drapiac sie po reku i wydrapala sobie wieeelka dziure. powinni teraz ja pocalowac w to miejsce i nie bedzie swedziec, tak robila jej gosposia.

skończył liceum to wiadomo, że tryskał inteligencją. -okej. -posłał jej uśmieszek. -więc powiedz mi czego się napijecie, co? -zapytał lawrie skoro lisabeth zasnęła. nie chciał jej budzic.

-zdaje sie na ciebie. - powiedziala i usmiechnela sie. - wogole gosposka sie za toba stesknila, pytala kiedy wpadniesz na noc....- powiedziala udajac zmartwiona, wiadomo bylo ze to zaproszenie chociaz kto wie moze pytala o niego....

-musze ci przyznac, że strasznie niewyżyta ta twoja gosposka. -usmial sie jakos fajnie. i przez usmial sie nie wiem czy mi chodzilo o smiech czy usmiech wiec luz. -to co? -poklepal sie po kieszeniach. -ja skocze do sklepu a ty z twoja spiaca kolezanka poczekacie tutaj? -zapytal i spojrzal na spiaca lisabeth;/

-mi to mowisz. - powiedziala i wywrocila oczami. - jasne zaczekamy, lis napewno. chyba ze ktos ja ukradnie. ale nie sadze, bede jej pilnowac - rzucila i usiadla obok niej. pewnie zaraz naleje jej bitej smietany na reke i polaskocze po nosie.....

-no dobra. to zaraz wroce. -zapewnil ja i wsadzil sobie sluchawki do uszu i poszedl do samochodu. i pewnie nie wroci nigdy;/ a one beda tutaj czekac az w koncu porwie je ogromna fala;/ a tak serio to wroci nawet w nastepnym poscie;o

supcio ;d;d wiec usiadla na kamieniu i usnela, ale zaraz wstala bo slyszala jakies szelesty i myslala ze to ridlej wiec poszla w jakies krzaki ktore nagle tu wyrosly i zginela ;/

Wrócił z dwudziestopakiem piw i nawet skrętami. Ale te schował w pudełku, a pudełko wsadził do spodni. Usiadł na kamieniu i nie widział nigdzie lawrie wiec doszedł do wniosku, że zabiły ją syreny;/

wybiegla zmeczona i potargana na ramionach niosla dzika, zarcik. - sory ze tak dlugo ! polowalam na dzikie zwierzeta.- wytlumaczyla i wpakowala mu sie na kolana jesli siedzial. - co kupiles ? - zapytala kiedy juz przestala tak strasznie dyszec.

lisbeth jak cos to umarla bo mam depresje ;/

biedna :c