a, i zw!

-plaża, basen, mój dom? - wymieniał najbardziej dogodne dla siebie propozycje, trzymając dłonie w kieszeniach bermudów i kołysząc się nieznacznie w przód i w tył, trochę jak autystyczne dziecko, ale nie cierpiał na żadne schorzenia poza lekką nimfomanią. dobra, nie. nie będę z niego robić takiego dewianta, huehue.

- a masz klimatyzacje w domu? kurcze, nie moge sie zdecydowac. basen brzmi szalenie kusząco, ale chyba nawet jakbym sie uparla, to nie mialabym w czym plywac - zmarszczyla czolo. jak sie nie ubiera stanika, to sie potem cierpi, uznala, ze w koszulce i swoich majtkach w kropki plywac nie bedzie. od jutra wszedzie będzie nosic ze soba stoj kapielowy.

-zawsze mogę ci jakiś kupić w ramach prezentu z okazji dwudziestego siódmego czerwca, czy coś - wzruszył ramionami, bo pieniądze nie grały dla niego żadnej roli, skoro miał ich tyle, że spokojnie mógłby wypychać sobie nimi poduszkę i kołdrę. weird - i tak, mam klimatyzację i całkiem dobrze wyposażony barek - i wkurwiającą opiekunkę dla siostry, ale o tym nie wspomniał, licząc na to, że masha zabierze siri na plażę, czy gdziekolwiek indziej. najlepiej na księżyc.

- ten barek mnie przekonal - stwierdzila, majac nadzieje, ze nie wychodzi na jakas wielka pijaczke, a potem mysle, ze poszli do niego, pozwalam ci nawet zaczac.

jednak po drodze się rozmyślił, bo muszę rozwiesić pranie i potem wychodzę

przechodziła niedaleko w jakichś mega krótkich spodenlach i za dużym na niej tiszercie, który podrąbała romeo, bo tak jej się strasznie podobał i w ogole. mogła sprzedać, wtedy byliby kwita. w każdym razie do teraz pewnie miała uczucie, jakby miała pałę na plecach hehe.

hahahaha
on szedł z jakimiś kolegami, pewnie jeden z nich był dilerem i opowiadał o tym jaką naiwna foczke sobie przygruchał. w dłoni miał papierosa, na nosie awiatory i wszyscy bardzo głośno sie zasmiewali.
- to ona - pokazał w jej stronę, jeszcze jej nie wołajac. usłyszał tylko wyrazy uznania, bo wszyscy twierdzili że oj, rzeczywiście jest fajna a do tego ma kasę.

zrobiło jej sie jakoś tak dziwnie, bo wyhaczyła "to ona" po tym, jak wszyscy się śmiali i pomyślała, że to z niej, wiec automatycznie zrobiła w tył wzrot, bo taką była właśnie niepewną sztuką nawet po tym, jak jej wczoraj powiedział, że mu zalezało. prawie się rozpłakała, bo dzisiaj chodziła taka rozedrgana przez to, że spóxniał jej sie okres.

szli sobie dalej, a kiedy znaleźli się całkiem blisko niej, zawołał ja po imieniu, chciał ja przedstawić kumplom. prawdopodobnie byli na jakiejś lekkiej fazie, może jakis dopalaczyk czy coś.
- widziałem cię, mała! - zawołał za nią i czekał czy zareaguje.

nie zareagowała, bo jej się odechciało pokazywać światu, że go znała, hihi. ale i tak zwolniła kroku, szła 0,484848 kilometra na godzinę i w ogóle i tak dalej, no bo mimo wszystko... eh. odgarneła sobie włosy do tyłu i teraz romeo mógł sie poczuć głupio przed kumplami, że szpanuje jakąś lasią, a ta się zachowuje, jakby go nie znała!

- kurwa, znowu jej odbija - powiedział do kolegów i podszedł do niej szybkim krokiem, po czym złapał za nadgarstek - co sie znowu dzieje, mała? - pocałował ja w czółko, tak na załagodzenie sytuacji bo nie rozumiał co tam znowu jej sie urodziło w tej slicznej główce.

- nic, romeo, naprawdę nic - odparła, w ogóle się na niego nie patrzac, ale nie w taki sposób sukowaty, że na boki sie rozglądała, tylko tak uroczo unikała jego wzroku, spuszczając spojrzenie na swoje stopy. nie chciała mu mówić o okresiku i o tych takich, ale powie, bo to silniejsze od niej, jednak jeszcze nie teraz. - nie przelałeś mi kasy. - heheheheh! ona zawsze będzie sie go czepiać o pieniądze jak będzie zła.

- przecież mówiłem ze ci dam jak wyjmę z konta a zgubiłem portfel i z nim kartę.......... - zasępił sie po mistrzowsku. - chodź, poznasz moich kumpli, co? - powiedział i objął ja ramieniem - zorganizuje te pieniądze, daj mi parę dni - już miał jakis tam pierscionek, obrączke, cokolwiek i dzisiaj własnie ją miał zamiar sprzedać tak więc kolejna rzecz jej zginie.

- muszię ich poznawać teraz? - pokręciła głową i wysuneła mu się z objęć, wyraźnie nie w humorze i drażliwa i w ogole, roemo ma przerąbane, że trafiłna taką laskę, ale bądź co bądź, jak chciała, to potrafiła być urocza i dawac mu dużo przyjemnosci z zycia tak jak wczoraj. - nie chcę teraz. chryste. chyba idę do domu. długo jeszcze będziesz na miesię? po prostu źle się czuję, nie wiem - usmiechneła sie jakoś niemrawo, bo serio źle sie czuła, ale na umyśle.

- pójde z tobą, co? wyglądasz nienajlepiej, to znaczy jakbyś czuła się nienajlepiej. - sięgnął po jej dłoń i trzymał ja za koniuszki palców. - oni sobie dadza radę beze mnie, mówię ci - w sumie wolałby zostac z nimi, ale jakaś tam siła pchneła go ku pójściu z nią. sam nie wiedział dlaczego, czyżby przejął sie jej zachowaniem...?

okay, takie miłe wyrzeczenia jednak na nią działały, bo ona sama była pewna, że wolałby dobrze bawić sie z kumplami na jakiejś imprezie z rauszem, niż właśnie wysłuchwiać tego jej bredzenia o nie wiaodmo czym i w ogóle, więc jak tak stali na środku chodnika, to zrobiła krok w jego stronę i przytuliła się, kryjąc głowę między jego ramionami.
- jesteś kochany, romeo - wymamrotała gdzieś w jego pierś.

podniósł dłoń do góry i krzyknął do nich - wracamy do domu! - zauważmy że nazwał jej dom swoim. pogłaskał ja po pleckach a potem powiedział - chyba ze wolisz jakąś gorącą czekoladę czy coś... mam przy sobie jeszcze dziesiątaka - usmiechnał sie.

wow, jakie poświęcenie.
- jak już mówisz o tej gorącej czekoladzie, to nabieram ochoty - uśmiechnęła się lekko, wciaż go nie puszczając, bo było jej tak dobrze, kiedy sobie stali na tym chodniku i sie do niego przytulała, ignorując całą resztę świata. wytwarzał jej takie cholerne, złudne poczucie bezpieczeństwa, ze aż sama nie ogarniała. przesuwała teraz dłońmi po jego plecach, gniotąc mu przy tym koszulkę.

- to chodź, znam fajne miejsce. - pociągnał ją za rękę, zaczne.