Siedziała na tych skałach i ze słuchawkami w uszach obserwowała wodę ;o ambitne zajęcie, ale pewnie to lubiła, bo w jakiś sposób ją to uspokajało.

nie mam pojecia jak inaczej moglaby podmejsc, bo cierpie na brain freeze po watermelon coolerze, takze ogranicze sie do tego, ze quinnie podeszla do colette i tracila ja w ramie, chcac zwrocic na siebie jej uwage - czesc mordeczko, czekasz na zbawienie? - znalazla sie kurwa pani halama.

Przestraszyła się, że to jakaś dziewczyna z gangu, która jej wpierdoli za głupiego ipoda. Wyjęła słuchawki z uszu. -A jesteś moim zbawieniem? -zapytała i zwinęła słuchawki z ipodem i schowała do kieszeni. -Bo jeśli tak to już nie czekam.

aha zapomnialam dopisac mojego glebokiego przemyslenia na temat tego, ze sie znaja costam costam. przysiadla obok i wyjela paczke papiekrosow, skoro jest juz nalgowa palaczka od tygodnia, a ja nie wiem czemu robie z niej taka niedojde. mniejsza o to. zapalila i wzruszyla chudymi ramionami - jasne, ze tak. watpilas w to kiedys? - w miedzyczasie zaproponowala jej fajka w komplecie z zippo z morrisonem.

a to w takim razie to wszystko zmienia postac rzeczy. więc przestraszyła się na niby, albo naprawdę się przestraszyła. Poczęstowała się papierosem i zapaliła go nawet. Przyglądała się przez dłuższą chwilę morrisonowi. -Nigdy w to nie wątpilam. -pokiwala głową i posłała jej uśmieszek. Wypuściła dym papierosowy i owinęła się bluzą, bo jej było zimno o tej porze przy wodzie. -szwędasz się tak bez celu i straszysz samotnych ludzi?

-jakos musze zarabiac na zycie - odmruknela w odpowiedzi i zakladam, ze nie wyszlo to tak jakby byla dziwka, chociazto moje pierwsze dirty skojarzenie. zamciagnela sie i rowniez spojrzala na jima, nucac pod nosem people are strange. pasuje do kontekstu - a ty? pozza czekaniem na zbawienie, ktore - rozlozyla rece - wlasnie nadeszlo?

-Muszą ci dobrze placic, bo z tego co widze to dobrze ci sie powodzi. -powiedziala mierzac ja wzrokiem i za chwile sie szeroko usmiechnela. pewnie nie wygladala jak dziwka, a jak wygladala to colette nie zauwazyla. -marzylam o tym, zeby nago wykapac sie w wodzie, ale nawet o tej porze jest tu sporo turystow. -skrzywila sie lekko i obrzucila wzrokiem turystow z aparatami. nie wiedziala co mogli tutaj fotografowac.

kapalam sie tak w zeszlym roku. quinn troche sie zawstydzila jakby co najmniej stala juz nago w wodzie pod obstrzalem aparatow, bo to w gruncie rzeczy sierotka, ale jak pisalam, z przeblyskami debilizmu co doprowadzilo do jej gwaltownego podniesienia sie i wyrzucenia papierosa za siebie. na pewno ppdpalila kota i ja za to zamkna - pieprzyc ich. chodzmy.. - zerknela na colette.

Zgasiła papierosa o kamień i wyrzuciła go gdzieś w inne kamienie. Nie chciala zasmiecac wody, bo w weekendy dorabiala w greenpeace. Spojrzała na quinn zdziwiona, ale mimo wszystko wstała. -Idziemy gdzie? Plywac nago czy robic zdjęcia? Czy idziemy stąd ogolnie? -zasypała ją pytaniami, bo nie wiedziała czy zacząc uciekac czy się rozbierac. Pewnie na obie sytuacje była gotowa, bo czemu nie.

- kapac sie - wyjasnila w takim razie, nieznacznie wzruszajac ramionami, po czym sciagnela przez glowe swoja sukienke w jakies kwiatki i rzucila ja obok siebie. to znaczy bez jakiejs agresji, raczej ja upuscila - pospiesz sie, bo mge zaraz zmienic zdanie - pewnie zrywy smialosci quinn byly intensywne, ale krotkotrwale. mozna i tak.

-wow. ekstra. -ucieszyła się bardzo, bo spełniala właśnie swoje marzenia. znaczy jej marzeniem nie było się kapac nago z inną dziewczyną tylko ogólnie wykąpac się nago (ale nie w wannie). Zdjęla swoją bluze i ułożyła ją na kamieniach całkiem delikatnie bo miala tam telefon i ipoda. pewnie też laptopa;/ Zdjęła buty i spodnie i stała w bieliźnie. -nago? -zapytała, bo jednak sie tego troche przestraszyła.

no to przywędrowała tutaj też amelia. pewnie się z nimi znała. może jednak nie miała ochoty się kąpać, była lekko zjarana i zmęczona. przywędrowała jednak tutaj i zauważyła colette i quinn. - cześć! - zawołała donośnie i przysiadła na pomoście. koniec posta, moje plecy, ała.

-hm - zastanowila sie nad tym, obejmujac ramionami, bo miala obsesje na punkcie swojego brzucha, uwazajac go za gruby, chociaz byl chudy...wtf w ogole - n..nago - zajaknela sie, bo jednak nie miala co do tego stuprocentowej pewnosci. pewnie jej atak odwagi powoli przemijal, ustepujac miejsca rozsadkowi i innemu syfowi - czesc.

-może jednak pozostańmy ubrane. w końcu tyle tutaj ludzi. a st tropez wcale nie jest takie wielkie. podobno wszyscy się znają. -powiedziala i usiadła na kamieniu. nie paliła żadnego skręta i nie piła dzisiaj więc była nieśmiała i nie miała w sobie ani odrobiny odwagi. -czesc amelia. -przywitała ją i nawet zamachnęła się ręką co mialo byc machaniem, ale jej nie wyszlo;/

-mozemy wejsc wbieliznie i odpiac staniki pod woda - co o tym myslisz mel? - usmiechnela sie do nowoprzybylej, wzruszajac ramionami - albo zroy to koedy indziej - jak widac po jej napadzie pewnosci siebie nie bylo juz sladu. szybko przyszlo, szybko poszlo.

nie ogarniam, poszła sori ;/

-wow. kiedy indziej brzmi świetnie. -zachwyciła się i nawet klasnęła w dłonie. -myślę, że podarujemy sobie kąpiele totalnie. -machnęła ręką i założyła koszulkę, a potem wciągnęła spodnie. zmarzła przez te 3 minuty kiedy była prawie goła. -papierosa? -zapytała wyciągając pudełko z bluzy i odpalając sobie jednego.

-chetnie - mruknela placzac sie troche w sukience, zanim nie powtykala odpowiednich czesci ciala w dobre otwory mihihi groza. najchetniej zjadlaby bikmaka, ale nic o tym nie wspomniala. siegnela po swoja jeansowa kurtke - o tak, ppdarujmy je sobie. ewentualnie mozemy przyjsc tu z botelka zielonej trojki i w ten sposob dodac sobie odwagi - usmiechnela sie dumna ze swojego pomyslu na obiad kazdego dnia.

-no jasne. -poczestowala ja wiec papierosem i sie ubrala. -musze leciec. ale jak bedziesz miala ochote na kapiel to moj numer masz, okej? -usmiechnela sie i pomachala jej na pozegnanie i sobie poszla bo ja tez ide.

no to pa. tez poszla, zeby nie bylo.

w krótkiej spódniczce, którą ciągle podwiewał wiatr i co było cholernie wkurzające, przechadzała się po porcie. dobrze, że była na tyle inteligentna żeby nie wsadzać jakichś masakrycznie wysokich obcasów, bo jak nic wywaliłaby się na tych nierównościach. w każdym razie, w zwykłych balerinkach wyglądała niesamowicie drobno. jakby zaraz miał ją zwiać wiatr.

siedział na jakichś deskach, bo wydaje mi się, że w portach miewają takie deski na brzegach, ale mogę sie mylić. tak czy inaczej siedział z nogami zwieszonymi w dół i pisał coś w swoim notatniku, z którym się nie rozstawał, mrużąc oczy, bo nie wziął ze sobą żadnych okularów przeciwsłonecznych. zamknął notes, tym samym zauważając chloe. zamachał do niej, chociaż jej nie znał. - hej, ty! możesz tu na chwilę przyjść? - zapytał.

zatrzymała się w połowie kroku, słysząc, że ktoś ją woła z tego czegoś, co chyba popularnie nazywa się pomostem. to znaczy, w sumie chłopak zwrócił się do niej per 'ty', co było okropnie nieuprzejme, ale jakoś to przełknęła i podeszła.
- o co chodzi? - spytała, unosząc brwy i patrząc na niego z wyższością, bo jakby nie było to ona stała a on siedział.